Dla każdego karpiarza zima to okres czyszczenia sprzętu, porządkowania, planowania zasiadek na kolejny rok czy uzupełniania braków w wędkarskich przybornikach. Wizyta nad wodą nie jest jednak niemożliwa. Niestety, gdy wody przykryte są lodem pozostaje tylko rekreacja w postaci spaceru. Jednak obecna zima jest zdecydowanie inna niż te dotychczasowe. Z racji panujących temperatur wody zostały skute lodem tylko na kilka dni lub tygodni, oczywiście w zależności od gabarytu wody. Od początku 2020 roku mamy do czynienia głównie z dodatnimi temperaturami, co sprzyja temu, aby natura wystartowała wcześniej niż zwykle. Skoro natura może, to ja muszę spróbować!
To był całkowicie nieplanowany wyjazd. W czwartek wieczorem spotkałem się z moim kolegą, z którym czasami spędzam kilka dni w roku nad brzegiem wody. Od słowa do słowa, okazało się, że na weekend ma rezerwację i nie ma z kim jechać. Nie namyślając się zbyt długo zacząłem wszystko organizować tak, aby w piątek jak najszybciej wyjechać z domu. I właśnie tak się stało. Gdy słońce w piątek było już wysoko, dojechałem nad wodę. Padał deszcz, było jakoś 3 stopnie i wiał bardzo silny wiatr. Akurat trafiliśmy na front z dużą zmianą ciśnienia, więc pogoda nie należała do najprzyjemniejszych. Właśnie dlatego pierwszą czynnością jaką zrobiłem było rozbicie brolly i spędzenie pod nią kilku chwil obserwując wodę i delektując się pierwszą zasiadką w 2020 roku.
Szybkie sondowanie modelem RC i określenie 3 miejscówek na pierwszą noc. Woda miała temperaturę 4,5 stopnia, co nie napawało mnie wielkim optymizmem. Finalnie zestawy powędrowały od 2,5 metra do 3,3 metra. Wybrałem głębokie miejsca niedaleko brzegu oraz w okolicy wysp. Było to możliwe, ponieważ woda, nad którą byłem to wyrobisko pożwirowe. Taktyka była prosta. Zdecydowałem się na małe haczyki z małymi kulkami na włosie. Tym razem postawiłem na słodkie przynęty. Mocno dopalona Soczysta Morwa Profess powędrowała do wody.
Na pierwsze efekty nie musiałem długo czekać. Już po 40 minutach od wywózki rozbrzmiał sygnalizator. Nie mogłem uwierzyć w to co się dzieje. Ryba była naprawdę waleczna, chociaż w ogóle nie liczyłem na jakąkolwiek akcję. Był to piękny, nieduży lustrzeń. Hol sprawił mi niesamowicie dużo radości. Uczucie walki z karpiem po zimowej przerwie jest naprawdę bezcenne. Cieszyłem się, że tak szybko znalazłem miejsce, gdzie pływają karpie.
Na spokojnie przygotowałem kolejny raz zestaw. Tym razem postanowiłem założyć na włos 2 kulki 12mm, pływaka i tonącą w podobnej nucie Morwa i Wanilia Profess licząc, na trochę większą rybę. Wywiozłem w dokładnie to samo miejsce, oczekując na powtórkę…może nie tak szybką jak pierwsze branie, ale kładłem się spać z przekonaniem, że coś się jeszcze wydarzy tej zasiadki.
Noc była zimna. Mróz złapał już około godziny 22:00, a finalnie temperatura spadła do -4 stopni. To co wydarzyło się nad ranem mogę podsumować jednym zdaniem: Wyskoczenie z ciepłego śpiwora do brania i hol ryby w samej bluzie przy minusowej temperaturze to stanowczo to, co kocham z tej pasji. Taktyka z bałwankiem na włosie okazała się skuteczna i zagwarantowała mi zdecydowanie większego karpia na macie. Pięknie wybarwiony lustrzeń w głębokich wiosennych kolorach. To jest to, po co przyjechałem i na co czekałem przez całą zimę!
Dwie pozostałe wędki stały w milczeniu jak zaczarowane, więc w ciągu dnia wytypowałem całkowicie nowe miejscówki, tym razem odrobinę głębiej i w większej odległości od brzegów tak, aby zróżnicować miejsca położenia zestawów i zbadać większy obszar łowiska. Wędka, która robiła brania oczywiście powędrowała w to samo miejsce z identycznym zestawem kulek na włosie. Niestety dzień i noc zleciały bardzo szybko i bez owocnie, jeżeli chodzi o brania. Byłem trochę rozczarowany, bo czułem, że zrobiłem wszystko tak, jak powinienem, jednak nie było mi dane ustrzelić hat-trick’a w lutym. Niemniej jednak zadowolony i z podładowanymi akumulatorami mogłem wracać do domu, dumny ze złowienia moich pierwszych w życiu karpi w lutym. Warto próbować! Do zobaczenia nad wodą:)